wtorek, 21 kwietnia 2015

HEMA

Wizyta w Holandii bez HEMA-worstje byłaby nieważna. Taka kiełbaska. Jak to kiełbaska. Parówka raczej. Choć z przedwojenną tradycją. W barze na piętrze sklepu HEMA zamawiam też stamppot. Takie puree ziemniaczane z endywią. Kulinarna duma Holandii. 

Siadam przy oknie. Przy sąsiednim stoliku siedzi dwóch mężczyzn. Dopiero teraz spostrzegam, że jeden to Holender, a drugi Turek, a może Marokańczyk. Turek, a może Marokańczyk, ma kręcone siwe włosy. Holender  proste. Też siwe. Nie mówią dużo. Jak już mówią, to wolno. Dochodzą mnie pojedyncze słowa. Holender był kilkadziesiąt lat kierowcą. Turek, a może Marokańczyk, coś tam odpowiada. Chyba po angielsku. Wstaje i  zdejmuje marynarkę. Gorąco, słońce świeci wprost na nich. Oświetleni jak na scenie. Teatr dwóch aktorów. 

Turek, a może Marokańczyk, znów zaczyna coś po angielsku. Holender kiwa głową ze zrozumieniem, ale bez przekonania. Nie tylko mało mówią. Też niedosłyszą. 

Zamówiłem w barze restauracyjnym kiełbaskę, a dostałem mielony. Mielony europejski. 



(fot. J. Koch)


(fot. J. Koch)


(fot. J. Koch)


(fot. J. Koch)


(fot. J. Koch)


(fot. J. Koch)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz